Etykiety

piątek, 29 kwietnia 2011

Daniela Cott

Najpiękniejsza twarz Argentyny. Topmodelka z boskiego Buenos Aires. Daniela Cott przebojem zdobywa świat mody. I rozbudza wyobraźnię. Jeszcze kilka lat temu żyła przecież ze zbierania śmieci.

Był kwiecień 2005 roku. Czternastoletnia Daniela jak co wieczór pchała po ulicy wózek wypełniony kartonami.
Była ubrana w znaleziony na śmietniku dres z kapturem.
?Nie powinnaś zbierać śmieci?, usłyszała kobiecy głos. ?Spójrz na siebie! Jesteś piękna. Możesz zostać modelką!?. Daniela odwróciła się, by zobaczyć, kto mówi takie bzdury.
Nikt wcześniej nie powiedział jej, że jest ładna. Głos należał do Mariny Gonzales Winkler, znanej stylistki i projektantki popularnej w Argentynie biżuterii. Już wcześniej widywała nastolatkę w okolicach swojego domu. Kilka razy specjalnie przeszła tuż koło niej, by się jej lepiej przyjrzeć. Postanowiła nie dopuścić, by tak piękna dziewczyna spędziła życie na ulicy.
Panna z pudełka
A wszystko wskazywało,że taki właśnie los spotka Daniele. Przyszła na świat w rodzinie robotnika budowlanego. Ojciec nigdy nie był zamożny, jednak utrzymywał dziesięcioosobową rodzinę, dopóki w 2002 roku Argentyną nie wstrząsnął kryzys ekonomiczny. Wtedy stracił pracę. Nie miał wyboru, dołączył do ?cartoneros?, ludzi, którzy nocami przeszukują śmietniki w bogatych dzielnicach i sortują kartony, szkło i plastik. W pracy pomagali mu córka, jej ciotka i bracia. Każdego dnia po południu pod ich dom w Villa Caraza podjeżdżała zardzewiała ciężarówka, by zawieźć ich do Palermo, bogatych przedmieść Buenos Aires.
?Nie chciałam tego robić, ale nie miałam innego wyjścia. Nie mogłam zawieść rodziny?, mówi szczerze Daniela. Traf chciał, że właśnie w Palermo rezydencję miała stylistka Marina Gonzalez Winkler. Zaprosiła dziewczynę do siebie, wyjęła z szafy dwie sukienki. ?Włóż je. Chcę zobaczyć, jak na tobie leżą?, zaproponowała. Efekt był piorunujący. Na szczupłym ciele nastolatki stroje leżały jak na topowej modelce. Marina podarowała dziewczynie sukienki i wymogła obietnicę, że ta jeszcze do niej wróci. I postanowiła zorganizować jej sesję zdjęciową.
Dziewczyna miała jednak wątpliwości. Bała się świata innego niż ten, który znała. Ale matka od razu zrozumiała, że to dla córki ogromna szansa: ?Kuj żelazo póki gorące?. Daniela nie wiedziała, co robić. Po tygodniu wróciła pod dom Mariny, ale tylko po to, żeby przeszukać jej śmietnik. Wtedy zraniła się w dłoń. Zapukała do drzwi nowej znajomej, żeby opatrzyć rękę. I nie było już odwrotu. Zdjęcia zostały zrobione.

Twarz Argentyny
Dziś szesnastoletnia Daniela jest twarzą Argentyny. Na lokalnym rynku mody jest numerem jeden. Reklamuje ubrania, występuje na okładkach luksusowych pism, wygrała prestiżowy konkurs Elitę Model 2007 w Argentynie, a w tym roku będzie reprezentować swój kraj na finale konkursu w Pradze. W eliminacjach pokonała 1400 konkurentek. I wyrusza już na podbój Europy. Bierze udział w pokazach w Hiszpanii. ?Za pierwszy pokaz zapłacono mi cztery tysiące dolarów. Byłam w szoku. Tyle zarabialiśmy całą rodziną przez rok?, wspomina. Choć zdobywa coraz większą popularność, a jej konto pęcznieje z miesiąca na miesiąc, na razie nie zmienia adresu. Ciągle mieszka z rodziną w skromnym domku w Villa Caraza.
Dzieli pokój z matką i babką, za ścianą mieszka sześcioro rodzeństwa. Najstarsi bracia już wyprowadzili się z domu. Ojciec opuścił rodzinę rok temu. Rodzinne stery trzyma babka, 70-letnia Juana. Kiedyś to ona rozkręciła biznes zbieraczy kartonów, teraz negocjuje kontrakty wnuczki. Dyrektor argentyńskiego oddziału Elitę, Salvador Jaef twierdzi, że z nikim do tej pory nie prowadził tak trudnych rozmów. ?Długo nie wierzyłyśmy, że Daniela robi coś poważnego. Wyglądało to trochę jak kaprys nastolatki, a nie prawdziwa praca? - przyznają zgodnie matka i babka. Dziewczyna boi się chwili, gdy będzie musiała opuścić dom. Ciągle chodzi do tej samej szkoły, ma tych samych przyjaciół. ?Nic się nie zmieniło. Ale teraz mówią do mnie ?modelo?, a coraz rzadziej zwracają się do mnie po imieniu?, śmieje się. Nie zachłysnęła się światem mody. Jest zbyt nieśmiała, by rozpychać się łokciami. Nie interesuje się innymi modelkami, cały czas pozuje trochę niezdarnie. Jednak zdaje sobie sprawę, że osiągnęła bardzo dużo.

Bohaterka przedmieść

W domu Danieli na ścianach wisi plakat ?Niech żyje Eva Peron!? To  bohaterka wszystkich  dziewczyn z nizin społecznych. Także Danieli, która chciałaby w przyszłości pójść w jej ślady. Na razie apeluje, by władze Buenos Aires zapewniły gumowe rękawice tym wszystkich, którzy żyją ze zbierania śmieci. By nigdy, tak jak ona, nie musieli wstydzić się swoich brudnych rąk. Tą historią jedni są zniesmaczeni, bo jest kiczowata i ckliwa. Inni zachwycają się opowieścią jak u Almodóvara. Czy kogoś zdziwi, że słynny reżyser właśnie przymierza się do nakręcenia o niej filmu?
Opracowała Anna Rogoń, źródło: Regise Le Sommier, Elle, 2009

Rubik Anja


Anja Rubik, czyli Anna Rubik, polska modelka pracująca w Stanach Zjednoczonych, w 2010 roku zajęła 3. miejsce na liście światowych modelek "Top 50 Models". Amerykańska ELLE uznała ją za jedną z 25 najlepiej ubierających się kobiet w 2007. Mało kto jednak wie, że swiatowej sławy modelka jest mocno związana z Częstochową.
Anja uczęszczała do Prywatnej Lingwistycznej Szkoły Podstawowej w Częstochowie i do I Społecznego Liceum im. Zbigniewa Herberta STO w Częstochowie. Tutaj mieszkają jej rodzice.
Dzieciństwo spędziła w Grecji, Kanadzie i Południowej Afryce. Karierę rozpoczęła w wieku 15 lat. Wtedy też pierwszy raz wyszła na wybieg w Mediolanie. Dwa i pół roku później pojechała do Paryża, gdzie skończyła brytyjskie liceum. Po maturze wyjechała do Nowego Jorku. Uczestniczyła w kampaniach m.in.: Valentino, Diesel, Versace, Dior, Emporio Armani, H&M, Chloé, Dolce & Gabbana, Keita Maruyama, La Perla, Guy Laroche, Emanuel Ungaro, Ralph Lauren, St. John, Morgan, Tod's, Jimmy Choo, Berney's, Antonio Fusco, Chanel, Gucci, Fred.
Otwierała pokazy wielu znanych projektantów, jak np.: Stelli McCartney i Proenzy Schouler. Znalazła się na okładkach magazynów: Vogue Numéro, Pani, Twój Styl (dwukrotnie) , "ELLE",W, Repubblica delle Donne, Uroda, Bazaar, French, Flair.
W 2006 pojawiła się na wybiegach m.in.: Yves Saint-Laurent, Paco Rabanne, Carolina Herrera, D&G, Donna Karan, Karl Lagerfeld, Luca Luca, Marc Jacobs, Vera Wang, Moschino, Bluemarine, Balenciaga, Gucci, Givenchy, Roberto Cavalli, Kenzo, Alexander McQueen, Atsuro Tayama, Christian Lacroix, Chanel, Oscar de la Renta, Anna Molinari, Brian Reyes, Matthew Williamson, Michael Kors, Ralph Lauren, Tuleh. W 2010 roku, Rubk znalazła się na 23. pozycji w rankingu najlepiej opłacanych modelek na świecie.
W marcu 2010 dostała nominację do nagrody Viva! Najpiękniejsi w kategorii Najpiękniejsza Polka. W Polsce była gościem programów telewizyjnych: Dzień Dobry TVN i Kuba Wojewódzki (talk-show).
Anja znajdzie się także na kartach legendarnego kalendarza Pirelli na rok 2011. Pierwszym fotografem kalendarza jest Karl Lagerfeld, czołowy projektant domu mody Chanel. Obok Anji w kalendarzu najprawdopodobniej znajdzie się także druga Polka, Magdalena Frąckowiak.
Dwie Polki w jednej edycji najsłynniejszego kalendarza świata, to byłby niebywały sukces naszych modelek. Dotychczas do udziału w sesji dla Pirelli zaproszona została tylko Małgosia Bela.Premiera kalendarza przewidziana jest tym razem na 30 listopada w Moskwie. Właśnie tam zostanie rozdane pierwszych 600 kalendarzy.
Zapytana, czy czuje się szczęściarą, Anja odpowiada: - Chyba tak. Od kiedy pamiętam, marzyłam o tym, żeby zostać modelką. Z otwartą buzią oglądałam teledyski piosenek George`a Michalela "Too funky" i "Freedom". Znałam je na pamięć, a Linda Evangelista i Naomi Campbell były dla mnie boginiami. Mówiłam o nich tak często, że mama wysłała moje zdjęcie do "Urody", która razem z agencją modelek D`Vision organizowała nabór dla przyszłych modelek. Moje zdjęcie bardzo się spodobało i jako 15-latka wyjechałam na pokazy do Mediolanu.
To chyba właśnie jest szczęście. Dość typowe, ale z drugiej strony, co się dziwić. Skoro tak było, trudno, żeby Anja wymyślała jakąś sensacyjną historię. Lubimy Anję, bo jest zwyczajną dziewczyną.
Anja chciałaby mieć więcej czasu dla swoich bliskich, no i oczywiście częściej odwiedzać mieszkających w Częstochowie rodziców. W tej chwili jednak jest niezwykle zapracowana, jest twarzą kampanii Fendi na wiosnę/lato 2010 i prawdopodobnie będzie też reklamować kolekcję na jesień/zimę. Kolekcja Anji Rubik dla firmy Quazi była tak doskonałym pomysłem, że współpraca będzie kontynuowana. Modelka kolejny raz sygnowała swoim nazwiskiem limitowaną linię na wiosnę/lato 2010 i wystąpiła w reklamie marki. Firma Quazi, po medialnym sukcesie poprzedniej kolekcji, postanowiła kontynuować współpracę z polską modelką - Anją Rubik. W tym sezonie Anja ponownie będzie sygnować swoim nazwiskiem linię butów i dodatków marki. W najnowszej kolekcji znajdziemy sandałki na płaskiej podeszwie i duże torby. W kolekcji pojawia się motyw zebry, a całość utrzymana jest w klasycznej, biało-czarnej kolorystyce.
Ostatnio sporo zamieszania zrobiło się, gdy graficy amerykańskiego "W", przygotowując zdjęcie Demi Moore na okładkę, zastąpili jej ciało smukłą sylwetką Ani.
- Kupiłam ten numer, gdy się ukazał, ale nawet nie zwróciłam na to uwagi. Po zamieszaniu w internecie zaczęłam przyglądać się temu i pomyślałam, że to chyba rzeczywiście jestem ja: moja szyja, mój dekolt, moje kości obojczykowe. Ten fotomontaż jest dość nieumiejętnie zrobiony, a Demi Moore, z tego, co wiem, jest bardzo niezadowolona z całej tej afery - mówi Ania.
To chyba jednak komplement dla Anji. W końcu jej ciało uznano za piękniejsze od ciała hollywoodzkiej gwiazdy.
Anja Rubik
Urodzona:
12 czerwca 1983 r. w Rzeszowie
Wymiary: 86.5 ? 61 ? 90 cm
Wzrost: 179 cm
Rozmiar ubrania: 34
Rozmiar stopy: 39
Kolor włosów: blond
Kolor oczu: niebieski
Najlepszy Wybór

czwartek, 28 kwietnia 2011

Pokaz kolekcji wiosna/lato 2011 projektant Maciej Zień.

Wywiad z Ewą Minge

To był dla niej przełomowy rok. Jej trzeci już pokaz na paryskim Tygodniu Mody haute couture wywołał aplauz. Jest z mężczyzną, przy którym - jak mówi ? nareszcie czuje się bezpieczna. Żałuje tylko, że świadkiem jej sukcesu nie jest matka, która niedawno odeszła. Ewa Minge w poruszającej rozmowie z Krystyną Pytlakowską.
Spotykamy się w Zielonej Górze, gdzie Ewa Minge mieszka i gdzie ma firmę. Dom ze wspaniałym zimowym ogrodem nosi znamię jej osobowości.
Klasyka w brązach i czerniach, z akcentami czerwieni. Kryształowe żyrandole. Dwie kuchnie: jasna - rodzinna, i piętro wyżej czarna - wysublimowana. Dwa psy i iguana. Dwóch synów: Oskar - tegoroczny maturzysta - i Gaspar - kończy gimnazjum. Jest i mężczyzna, który od kilku lat daje jej poczucie bezpieczeństwa. I ojciec, z którym ?wisi" codziennie na telefonie. Mnóstwo przyjaciół.

Codzienność Ewy Minge jest równie barwna, jak ona sama i jej linia modowa. We wrześniu zajęła się też projektowaniem wnętrz - Eva Minge Home. Wiosną zaprezentuje pierwszy urządzony przez siebie apartament. Nie ma na koncie chybionych decyzji. I nawet jeśli przeszłość pakuje w kartony, to wybiera z niej tylko rzeczy, które mają znaczenie dla przyszłości - zdjęcia dziadków i pradziadków, laurki od dzieci i pamiątki z podróży.
W Polsce atakowana, dostała się nie tylko na pokazy na słynnych Schodach Hiszpańskich, lecz także trzy razy w Paryżu na haute couture.

Kiedy wróciła Pani z Paryża z pokazu haute couture, pomyślała: uff, stanęłam na najwyższym podium?
Ewa Minge:
Nigdy tak nie myślę. Uważam, że jestem dopiero na początku długiej drogi, która może potrwać wiele lat.

Nie wierzy Pani w siebie?
Ewa Minge:
Pamiętam, jak rozpłakałam się podczas pokazu na Schodach Hiszpańskich, mojego pierwszego zagranicznego pokazu tej rangi - wtedy to było jedno z największych wydarzeń modowych. Miałam iść ósma, to znaczy moja kolekcja. No i nie poszłam, dziewiąta też nie, jedenasta - nie. Przy trzynastej marce popłynął mi makijaż. Kiedy zapowiedzieli czternastą, że rewelacja, nadal płakałam. Moja menedżerka klepnęła mnie po plecach: ?Minge, uspokój się, teraz ty idziesz. Przecież to twoje suknie. Na finał zostawiają zawsze najlepsze kolekcje". Ale doszłam oczywiście do wniosku, że jedna jaskółka wiosny nie czyni.

Sukcesy się zaczęty, kiedy odcięła się Pani od przeszłości?
Ewa Minge:
Można tak powiedzieć. Przychodzi kiedyś taki moment, że człowiek albo musi siebie zapakować i przenieść w inne miejsce, albo tkwi w czymś, co przeminęło i się w tym męczy. Jeśli rozpoczyna się nowe życie, trzeba mieć odwagę wszystko za sobą zostawić.

Pani miała?
Ewa Minge:
Podjęłam decyzję o rozwodzie, kiedy stwierdziłam, że jestem nieszczęśliwa, że nie spełniam się jako człowiek, że nic mnie nie cieszy, chociaż robię to, co zawsze chciałam. Że jeszcze trochę, a albo umrę, albo zwariuję. Czułam się jak zamknięta w dusznym pomieszczeniu. Rozwodząc się, wyszłam z niego na świeże powietrze. Gdybym z tamtego życia wzięła jakąś walizkę, ten duszny zapach towarzyszyłby mi do dziś.

Gdy się jest nieszczęśliwą, rzutuje to na wszystko, pracę też?
Ewa Minge:
To było tak. Gdy zaczęłam budować moją markę, byłam bardzo młoda, jeszcze studentka. Miałam zaledwie 21 lat, a już zarabiałam duże pieniądze, moje ubrania kupowało kilkadziesiąt salonów. Potem byłam młodą 23-letnią żoną i moje wyobrażenie o małżeństwie mocno odbiegało od rzeczywistości. Byłam nauczona życia w prawdziwej rodzinie i niewyobrażalnej miłości. Na spacer za rękę. Oglądanie telewizji za rękę. Awantura po włosku i znowu love story. A wyszłam za człowieka, który nie był nauczony okazywania uczuć. Moja dusza cierpiała, więc uciekałam w pracę. Zabierałam do niej najpierw 5, potem 10, 20, 50 procent życia rodzinnego. Dzieci ze szkoły przychodziły do mnie, do firmy, bo miały blisko. Stąd dopiero wieczorem wracaliśmy do domu. Moja codzienność zaczęła ograniczać się do pracy. A gdy zaczynałam marzyć, żeby budować swoją markę i pozycję, byłam ściągana na ziemię: po co ci to? Przecież jest dobrze. Dokładnie w tym roku, gdy uzyskałam rozwód, weszłam na rynek włoski. Zaczęłam przygotowywać pokazy.

Ten słynny pokaz na Schodach Hiszpańskich był przełomowy?
Ewa Minge:
Nazywał się Donna Sotolestella - kobieta pod gwiazdami. Dwa dni potem pokaz na Alta Roma. Dzienniki: ?La Repubblica", ?II Messenger", ?La Stampa" zaczęły o mnie pisać. Pojawiły się zdjęcia i zaproszenie na kolejne pokazy Alta Roma. Na Alta Moda pokazałam się pięć razy. Z chwilą rozstania się z mężem zaczęłam więc doganiać swoje marzenia.

Nie było łatwo?
Ewa Minge:
Trudno realizować marzenia, mając dwóch synów, których trzeba wychować. Przysparzali mi tysiące problemów, jak to chłopcy. Mój tato, który pełni rolę SOS, gdy lampka pali się już na czerwono, tłumaczy: ?Ja im wszystko wyjaśniłem, zrozumieli?. A ja śmieję się: ?Tato, przecież z tobą przerabiałam to samo. Byłeś przekonany, że wszystko dobrze, a ja byłam w zupełnie innym miejscu, niż sądziłeś?.

Ojciec wiedział, że cierpi Pani na bulimię? A może to teraz temat tabu?
Ewa Minge:
Nie, nie tabu. Mając 21 lat, chorowałam rok na bulimię. Rodzice zareagowali natychmiast, dali mi pomoc psychologa i własną. Dzięki nim wyszłam z tego. Dlatego tak ważne jest, by rozmawiać w domu o trudnych sprawach. Cieszę się, że mój kontakt z synami jest tak bliski.

Czy przed tym pierwszym pokazem na Schodach Hiszpańskich przypuszczała Pani, że zajdzie tak wysoko?
Ewa Minge:
Nie, chociaż coś już tam zaczęłam robić, już o mnie robiło się głośno. Moja mama powtarzała: ?Nie oglądaj się na innych. Pokonuj samą siebie?. Szłam więc własną drogą, sama sobie podnosiłam poprzeczkę. Miewałam też załamania. Zwłaszcza gdy w jednej z gazet, której naczelna była moją przyjaciółką, pojawił się o mnie bardzo pejoratywny artykuł. Pierwszy w moim życiu. Uodpornił mnie na wiele lat, ale wtedy załamałam się. Nie tym, że źle o mnie napisano, tylko że zamieściła to moja przyjaciółka. Ale może dzięki temu znalazłam nową wielką przyjaźń?

Pani chyba w ogóle ma więcej przyjaciół niż wrogów?
Ewa Minge:
To prawda, przyjaźnię się z ludźmi po 20 lat. A wrogowie? Nie ma ich, gdy brak sukcesu. Wracając do tamtej historii - akurat przeczytałam ten tekst przed wejściem na wizję w ?Pytaniu na śniadanie?. Była tam też Aida, słynna wizjonerka i piosenkarka. ?Czemu pani jest smutna??, spytała. Niemal się rozpłakałam. Po programie zaprosiła mnie do siebie, co stało się początkiem wyjątkowej, głębokiej przyjaźni. Powiedziała mi wtedy: ?Nie przejmuj się, co piszą czy mówią. Za pół roku, 17 lipca, staniesz na schodach. To będzie początek wielkiej kariery. ?Przecież ja 17 lipca jadę do Grecji na wakacje", odparłam. ?Zmienisz plany, dowiesz się o tym w marcu". W marcu zadzwoniłam do niej: zostałam zaproszona na schody do Rzymu, na 13 lipca. ?Dwa tygodnie przed pokazem zmienią datę", odpowiedziała. Zmienili. Dopiero wtedy uwierzyłam w moją szczęśliwą gwiazdę. To nie tak więc, że uważam: jestem najlepsza. Mój tato mawia: ?Dziecko, nie idź do góry. Idź przed siebie".

Słucha Pani wskazówek ojca?
Ewa Minge:
Słucham, ale marzę, by zobaczyć, jak świat wygląda z góry. Gdy słyszę o moich sukcesach, gdy pisze o mnie dziennik ?Le Monde" po pokazach haute couture, gdy ?L?Officiel" umieszcza mnie wśród najlepszych kolekcji haute couture, myślę sobie: A może powinnam w życiu robić coś innego? Panie Boże, daj mi znak, że właściwie używam talentu, który mi dałeś. Często rozmawiam ze swoim Bogiem. W dialogu z Nim odnajduję sens różnych zdarzeń. Wiele razy życie mnie rozczarowało. Nigdy jednak nie powiedziałam: żałuję tego czy tamtego. Nie.

Rozczarowania? Pani? Nie wierzę.
Ewa Minge:
Największym bólem była dla mnie strata mamy. Los dał mi mamę, która mnie ukształtowała, napełniła wielką siłą. Wspominam, jak siadałam z nią w kuchni i odpowiadała mi na moje dziecinne pytania, bardzo prosto i mądrze. Nie powtarzała: ?Jesteś najwspanialsza, najpiękniejsza". Odwrotnie. Byłam grubym dzieckiem, takim brzydkim kaczątkiem. Bo chciałam zadowolić babcię i zjadałam cztery zamiast dwóch kotlecików. Mama tłumaczyła mi, że trzeba zmienić dietę, że kobieta powinna być atrakcyjna. A kiedy przesadziłam w drugą stronę, znowu pomogła mi rozmowami. Wydawało mi się, że będzie ze mną wiecznie. I raptem ta moja silna mama, ten mój wielki przyjaciel, zaczęła chorować. Rzuciłam wszystko, by się nią zająć, odwołałam pokazy. Tylko ja znałam właściwą diagnozę. Są tacy ludzie, którym nie wolno powiedzieć prawdy, bo przestają walczyć. Brałam więc ze szpitala dwa wypisy - dla rodziców i prawdziwy. Jeździłam po całym świecie, szukałam ratunku, ale wszędzie rozkładali ręce. Musiałam udawać, że wszystko jest dobrze. Aida wcześniej powiedziała mi: ?Będziesz matką dla matki?. I tak było. Zadawałam Bogu pytania: ?Dlaczego mnie tak doświadczasz?".

Dostała Pani odpowiedź?
Ewa Minge:
Dostałam. W mojej głowie słyszałam głos: ?Tylko cierpiąc, wzbogacasz siebie, staniesz się bardziej wartościowym człowiekiem, dziel się tą wiedzą, dziel się z ludźmi tym, co masz". I dzieliłam się, dzielę nadal. Staram się nikogo nie zostawić bez pomocy. Uważam wręcz, że Bóg mnie na ten ból przygotował. Takich doświadczeń miałam wiele. Jednym z nich była podopieczna fundacji ?Spełniam Marzenia". 15-letnia, chora na raka Ania ze Śląska. Bardzo chciała mnie poznać. Pojechałam do niej, a potem jeździłam regularnie. Umarła niemal na moich rękach, rozmową szykowałam ją w ostatnią podróż. Kilka razy w moim życiu tak blisko obcowałam ze śmiercią. Mimo to, gdy odchodziła moja mama, i tak musiałam być niewyobrażalnie silna. Tą wyjątkową siłą, jakiej ona mnie nauczyła.

W takich chwilach jesteśmy zawsze samotni?
Ewa Minge:
Było przy mnie wielu przyjaciół i bliski mi człowiek, ale i tak sama musiałam pokonać to wielkie cierpienie. Dzwoniłam do Aidy, mojej przyjaciółki: ?Tak mi strasznie ciężko, jak sobie poradzę bez mamy". A ona na to: ?Mama będzie z tobą jeszcze bardziej, niż była". I tak się dzieje. Codziennie rozmawiam z mamą, tak jak wtedy, gdy żyła. Dzwonię do niej z ?wirtualnej komórki". Słyszę jej głos, widzę uśmiech. Jeszcze przed jej śmiercią wyrządzono nam straszną krzywdę. Jeden z tabloidów napisał: ?Matka Minge umiera". I moja mama, którą przekonywałam, że będzie żyła, przeczytała w gazecie, że jest śmiertelnie chora. ?Mamo, przepraszam cię za moją cholerną sławę, zabiję, podam ich do sądu". A mama: ?Tam jest napisane, że jestem ci potrzebna, że cię wspieram. A ja dla ciebie byłam taką złą matką". ?Co ty, mamo, mówisz? Jesteś najlepszą matką na świecie".

Kiedy umiera ktoś bardzo bliski, ratunek jest w pracy?
Ewa Minge:
Rzuciłam się w jej wir. Jeszcze przed chorobą mamy powstał projekt Eva Minge Home. I chociaż myślałam, że go zarzucę, stwierdziłam, że moja mama by tego nie chciała. Kiedy myślałam, że nic już ciekawego nie zrobię, nagle mój wzrok spoczął na przepięknej starej bransolecie mamy. Wiedziałam, że to znak, że mama pragnie, żebym pracowała nadal. Poza tym miałam wsparcie w rodzinie.

I podobno w przystojnym mężczyźnie, którego otacza Pani tajemnicą?
Ewa Minge:
Ten człowiek, który jest przy mnie, to mężczyzna o intrygującej powierzchowności, dla jednych demoniczny, dla drugich bardzo przystojny. Jedno jest pewne - niezwykle silny. Kiedy się poznaliśmy, śmiałam się, że chłopcy szukają kobiet podobnych do matek, a dziewczynki mężczyzn podobnych do ojców. Mam więc ojca numer dwa, chociaż jest w moim wieku. Daje mi wielkie poczucie bezpieczeństwa i jest dumny z tego, jaka jestem. Przeszedł ze mną najtrudniejszy okres mojego życia. Pomaga mi we wszystkim. Uczę się od niego, jak zarządzać biznesem - mam duży zespół ludzi, powstały dwie nowe firmy. Nauczył mnie najważniejszego w biznesie: dzielenia się władzą... Mówię, że prawdziwą kobietę może stworzyć tylko prawdziwy mężczyzna. Kiedy mnie poznał, powiedział: ?Czemu nosisz ciuchy jak komandos Minge? Bojówki, trampki, T-shirty? Bądź bardziej kobieca". I efekt jest taki, jak pani widzi (uśmiech).


Rozmawiała Krystyna Pytlakowska, Hot, marzec 2010

Oscar de la Renta

Oscar de la Renta (ur. 22 lipca  1932 w Santo Domingo) ? amerykańsko-dominikański projektant mody. Jego matka jest z pochodzenia Dominikanką, a ojciec Hiszpanem.
W wieku 18 lat opuścił Dominikanę i udał się na studia do Hiszpanii, gdzie studiował malarstwo na Akademii Fernando w Madrycie. Szybko jednak przeniósł swoje zainteresowania w kierunku mody. Mieszkając w Hiszpanii zaczął interesować się światem designerów i rozpoczął projektowanie dla wiodącego hiszpańskiego domu mody, który wkrótce zyskał ogromną sławę - Cristobal Balenciaga. Później de la Renta opuścił Hiszpanię i asystował przy projektach Lanvin w Paryżu. Współpracował z Elizabeth Arden, Christianem Diorem.

Manolo Blahnik

Manolo Blahnik (ur. 27 listopada 1942  w Santa Cruz de la Palma) - hiszpański projektant mody pochodzenia czeskiego, projektant butów  dla kobiet.
Blahnik ukończył Uniwersytet w Genewie w 1965 roku, potem studiował sztukę w Paryżu. W 1968 przeniósł się do Londynu, by pracować dla butiku mody "Zapata" i pisać do włoskiego Vogue'a. W 1972 roku stworzył buty do kolekcji Ossie Clark. Pożyczając 2000 funtów kupił Zapate od ówczesnego własciciela i otworzył swój własny butik. Jest projektantem, który zasłynął dzięki serialowi " Sex and the city", a przede wszytskim jego głównej bohaterce - Carie Bradshow, w której rolę wcieliła się Sarah Jessica Parker.