Lily Allen: Brzydkie kaczątko |

Wielu ludzi mody kręciło z niedowierzaniem głowami, gdy Chanel ogłosiło, że w reklamach kolekcji toreb Coco Cocoon ma wystąpić Lily Allen. Jak to możliwe, by do grona piękności, kojarzonych do tej pory z tą wyrocznią dobrego smaku, miał dołączyć ktoś taki?
Dziewczyna, która sama mówi o sobie: ?Jestem gruba i niezgrabna. Aha, i nie zapominajmy, że mam fatalne nogi".
Jej wyczucie stylu też wydawało się wątpliwe. Kreacje Lily Allen często opatrywano komentarzem ?nie do wiary, że ktoś mógł się tak ubrać". Wielokrotnie dawała dziennikarzom modowym okazję do używania barwnych określeń w rodzaju ?dziewczyna uwięziona w zasłonce od prysznica" czy ?Czerwony Kapturek na kwasie".
Jeśli dodać do tego naprawdę niewyparzony język i niepohamowany pociąg do alkoholu, kandydatura wydawała się całkowicie niedopuszczalna. Lecz kto jak kto, ale szef Chanel Karl Lagerfeld doskonale wyczuwa, skąd wieje wiatr. Nie bez powodu od dłuższego czasu wypożyczał niesfornej Brytyjce akcesoria, sadzał ją w pierwszym rzędzie, a nawet zaprosił do występu na żywo podczas pokazu wiosna-lato 2010 w Paryżu.
?Kocham Lily Allen", powiedział tuż po sesji reklamowej, podczas której osobiście fotografował piosenkarkę. ?Bardzo przypomina mi Gabrielle Chanel: jak ona, do wszystkiego doszła sama. Jest młoda, stylowa i niesłychanie inteligentna". Z pewnością ekscentryczny Lagerfeld wyczuł w pannie Allen bratnią duszę.
Autorka dwóch przebojowych płyt ?Alright, Still" (2006) i ?Its not me, ifs you" (2009) rzeczywiście zawdzięcza swój sukces wyłącznie sobie. Choć przez dłuższy czas wydawało się, że nie zajdzie zbyt daleko...
Lily Allen urodziła się 2 maja 1985 roku w Londynie. Jej rodzice, producentka filmowa Alison Owen i aktor komediowy Keith Allen, wzięli rozwód, gdy miała zaledwie 4 lata. W dzieciństwie często się przeprowadzała, mieszkając w kolejnych dzielnicach Londynu. Często zmieniała szkoły: z powodu przeprowadzek, ale jeszcze częściej - złego zachowania. Jako czternastolatka znalazła się w szkole z internatem, z której uciekła na festiwal do Gla-stonbury. Ostatecznie rok później porzuciła naukę i wyjechała na Ibizę. ?Żałuję wszystkich durnych rzeczy, które zrobiłam, ale gdybym mogła cofnąć czas, nie zawahałabym się ich powtórzyć. Odpoczywałam w niedziele, by w poniedziałek ruszyć na kolejną sześciodniową libację. Nieraz mama znajdowała mnie nieprzytomną na chodniku przed domem" - wspomina.
Ale oprócz niekończącej się zabawy znajdowała czas na coś jeszcze. Śpiewała. Podobno gdy miała 11 lat, usłyszała ją przypadkiem słynna sopranistka Rachel Santesso i zaproponowała, że będzie jej dawać lekcje w czasie przerwy na lunch. Allen zaczęła regularną edukację muzyczną, jednak po czterech latach i ją porzuciła. ?Nie warto przygotowywać się przez jedną trzecią życia do następnej, by zarobić na ostatnią" - tłumaczy.
Lily wzięła sprawy w swoje ręce. Chciała zostać florystką, handlowała ecstasy, śpiewała w chórkach... W 2005 roku założyła na portalu MySpace konto, na którym umieściła próbne wersje swoich nagrań. Wkrótce miała dziesiątki tysięcy wirtualnych przyjaciół i fanów. Jej fenomenem zainteresowała się prasa. O Lily przeczytali spece z wytwórni muzycznych... i tak się zaczęło.
Gdy stała się sławna, nie przestała lubić dobrej zabawy. Jednak teraz każdy jej krok dokładnie dokumentowano. Lily wciąż dużo piła, zdarzyło jej się zbluzgać Eltona Johna. Z upodobaniem pastwiła się nad brytyjskimi celebrytami. ?Naprawdę chce mi się śmiać, gdy widzę zdjęcia Victorii Beckham na okładkach magazynów. Myślę wtedy: ?Nie masz niczego do zaproponowania, nic nie potrafisz, jedyne, czego chcesz, to sława?. Nie potrafię wyobrazić sobie życia tylko dla sławy, jestem znana dzięki mojej muzyce. A poza tym Victoria jest zbyt chuda, żeby stanowić wzorzec dla kogokolwiek".
Lily na pewno nie była zbyt chuda. Jej styl jest czysto londyński: to ekstrawagancka mieszanka, w której łączy się drogie ubrania z tanimi. Liczy się luz, pomysłowość i zabawa. Z popularnych marek najbardziej lubi Topshop, z którym współpracuje jej najbliższa przyjaciółka Kate Moss. A z drogich? Oczywiście Chanel! ?To ciuchy na całe życie. Możesz przekazać je w spadku. Zaczynają zyskiwać na wartości, od razu gdy wychodzisz ze sklepu. A torebki, po prostu za nimi szaleję!" - tłumaczy swe uwielbienie dla francuskiej marki. I jak Lagerfeld ma jej nie lubić?
Więcej w artykule Marcina Brzezińskiego, Hot, marzec 2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz